Z różnych klątw w życiu się wyzwalałem. Ta, którą w czasach ostatnich odczuwam najsilniej i najboleśniej, której moje najgłębsze instynkty wypowiedziały w tych miesiącach walkę śmiertelną, to klątwa racjonalizmu na modłę czysto formalną, logicyzmu arogancko tępego, zażartego na dążenia wysokie, na szlachetną twórczość, na świat wartości, na muzykę jakości opływającą głuche lądy świata istnień i znaczeń, na wszelką cenną treść, w którą się człowiekowi godzi wnikać i jej prześwietleniu poświęcić swe energie myślowe. Klątwa całej tej, w intelektualnych szatach chodzącej, butnej nikczemności duchowej, której zawsze nienawidziłem, a wobec której nie zdobyłem się w czasie właściwym na odpór i kontrofensywę, bom nie umiał przeprowadzić linii podziału między nią a racjonalnością naprawdę rozumiejącą: ludzką, szeroko otwartą na każdą rzeczywistość i płodną.