Skomplikowane męczy

Skomplikowane męczy

Myślenie abstrakcyjne, zobaczenie złożoności jakiejś rzeczy, a więc widzenie równocześnie dajmy na to nie dwóch, ale jedenastu elementów składowych zjawiska, wymaga zwiększonego wydatkowania energii ludzkiego mózgu. Dostrzeganie złożoności (podobnie jak czytanie długich zdań) jest wysiłkiem, którego nasz organizm, jeśli może, chętnie uniknie. Zwłaszcza, że mózg jest najbardziej energożernym ludzkim organem.

Mniej energochłonne jest fantazjowanie. Najprostszy natomiast, chciałoby się powiedzieć, bezwysiłkowy proces poznawczy u człowieka to odruchy. Patrzę, wącham, słucham, i reaguję: odpychające, brzydkie, złe, versus kochane, słodkie, urocze, dobre. Złe odpycha, dobre przyciąga. Reagujemy bezwiednie na zapachy, widoki, także na opowiadane historie.

Jeśli więc podstawi nam ktoś pod nos obrazek pt. Jan Paweł II, nasz układ nerwowy na najprostszym poziomie odpowie, powiedzmy, zachwytem, ciepłymi uczuciami, podniosłością. Rzecz zależy od wcześniejszego treningu. Jeśli jednak przeprogramować ten układ automatycznych reakcji, choćby przez książkę czy film psujący prosty obrazek do podziwiania, wtedy spontaniczna reakcja idzie w przeciwnym kierunku: wstręt, moralne oburzenie, złośliwości, chęć odreagowania, upowszechnienia negatywnej opinii.

Tacy już jesteśmy – bezwiedni.

Osobnicy chcący komplikować owe obrazki, zarówno negatywne jak i pozytywne, łatwo zostaną uznani za tworzących wyimaginowane problemy. Komplikowanie blokuje spontaniczne odruchy całościowej oceny. Irytuje, prowokuje pytanie: lubimy w końcu tego papieża czy go nie lubimy? Co to znaczy: trochę tak, trochę nie?

Przedstawianie złożoności wizerunku jakieś postaci, choćby JPII, jawi się jako myślowe krętactwo, scholastyka, asekuranctwo. Niekiedy także zdrada. Podawanie wyjaśnień, wskazywanie na okoliczności i przyczyny czyjegoś postępowania, uznawane bywa bezwiednie za usprawiedliwianie. Tak działa ludzki aparat interakcji ze światem społecznym. Tak było, jest i będzie, jak mawiał klasyk: natury Pan nie zmienisz i nie bądź Pan głąb. Chyba, żeby wyćwiczyć w sobie zdolność zawieszania własnych sądów, abstrahowania od nich, nie przywiązywania się do pierwszych wrażeń. To jest niestety energochłonne. Wymaga inwestycji.

Skomplikujmy prosty obrazek. Jeśli papież jest częścią systemu kościelnego, którego patologiczna quasi-niewolnicza struktura zależności została już dobrze opisana (sam mówiłem i pisałem o tym nie raz, m.in. w ostatniej książce Upadek, niemożliwy), to bynajmniej nie znaczy, że obraz tego człowieka da się zredukować do jego kościelnej funkcji. Był on, dajmy na to poetą, niektórzy lubią jego wiersze, inni nie lubią. Ja dajmy na to lubię niektóre jego wiersze (dziś wstyd do tego się przyznać, cancel culture nie śpi), choć mogę zrozumieć dlaczego inni nie lubią. Nie mówiąc już o tym, że także w poezji jest pierwsza liga i liga okręgowa, a tych z tej ostatniej także można uszanować. Ale poziom poetyckich przedsięwzięć Wojtyły jest niepowiązany logicznie ani rzeczowo z jego kościelną funkcją. Wybitny poeta może okazać się kanalią, a heros prawości grafomanem. I co począć: lubimy wybitnego pisarza, reżysera, aktora i zarazem kanalię, czy już nie lubimy? Nasze „lubię” – „nie lubię” okazuje się bezużyteczne.

Wojtyła jako człowiek aparatu kościelnego stosował kościelną politykę krycia pedofilów. Rzecz wymaga odrębnej merytorycznej oceny, sine ira et studio. Nie jest to jednak powiązane ani logicznie ani rzeczowo dajmy na to z jego funkcją społeczną w czasach PRL-u, kiedy to był w zachodnim świecie ważnym rzecznikiem polskich ambicji wolnościowych, a znawcy epoki mogliby pewnie szczegółowo opisać jego udział w procesach dyplomatycznych prowadzących do bezkrwawej zmiany ustroju politycznego w Polsce. Brak czarno-białych obrazków męczy, wiem. Mózg się męczy, naturalne odruchy poblokowane. Żal.

Pragnienie prostych obrazków (lubię nie lubię) to rzecz naturalna – że natomiast mamy jako grupa, jako społeczeństwo kogoś lubić lub nie lubić – to osiąga się reklamą i nagonką. Psychologia tłumu podpowiada, iż te mechanizmy są niezawodne. Reklama i uwodzenie, propaganda i szczucie, aż do linczu, a nie rozumienie i rozmowa, to domena życia publicznego i politycznego w jego faktycznej formie. Kondemnacje versus kanonizacje. W rozmowie o Janie Pawle II każdy z uczestników przyjmuje wybraną przez siebie rolę. Naganiacza, lub rozmówcy. Jak to mówią: wybór należy do Ciebie.

Comments

2023-12-13T17:33:04+01:00 filozofia Moim zdaniem|