Polacy chcą być podmiotem historii, a nie są. Chcą być głównym rozgrywającym, a mogą tylko przy stole w stroju pingwina pytać czy kawy dolać, czy herbaty. Stąd nadawanie przesadnych znaczeń historycznym wydarzeniom.
Odzyskanie niepodległości po I wojnie światowej – główna przyczyna to wojenna klęska zaborców, a nie wysiłki niepodległościowców. Ich wysiłki nic by nie dały, gdyby nie okoliczności zewnętrzne: ich walka była warunkiem koniecznym, lecz niewystarczającym niepodległości. Tymczasem to co się liczy, co rządzi – to warunek wystarczający. Warunek wystarczający wymaga mniej wysiłku. A kto się mniej męczy i wysila? – silniejszy!
II wojna światowa – jesteśmy jej przedmiotem, a nie podmiotem. Ofiarą bez prawa głosu. Powstanie Warszawskie, żołnierze Andersa, rząd w Londynie, Armia Ludowa – wszystko to z powodu zdeformowanej perspektywy poszerza naszą iluzję podmiotowości. Tymczasem o całości decydują więksi, a my udajemy, że to owoc polskich zmagań.
89 rok – wielka walka Solidarności wraz z geniuszem politycznym i duchowym JPII doprowadziła do Zwycięstwa, dała nam Wolność. Znów niczym nieusprawiedliwiona megalomania. Nota bene, wszystko co tu mówię nie umniejsza to bohaterstwa bohaterów.
Ojcem cudu polskiej wolności był Gorbaczow. To on dał PZPR-owi wolną rękę. Ale jak tu mieć takiego ojca. Pomnika w Polsce za rozmontowanie ZSRR na pewno mieć nie będzie.
***
Taki to już los średnich krajów, położonych pomiędzy potęgami. Skłonność megalomańska jest tu mechanizmem obronnym. Mały, kurduplowaty, stawia się. Myśli, że duży to mały, a mały to duży. Pociesza się historyjkami w stylu Dawid z Goliatem. I że mniejszy, słabszy, pognębiony, biedniejszy – to na pewno bardziej moralnie szlachetny, wzniosły, inaczej aniżeli ci wielcy, silni, okropni, uzbrojeni, bogaci. Losem małych jest żyć w ciągłym zakłamaniu, budować piramidy zakłamania, by choć na chwilę poczuć się panem świata.
Diagnoza ta nie uleczy, ale raczej rozsierdzi polską obolałą duszę. Potrzeba by lekarstwa. Ono jednak jest drogie i niedostępne. Wymaga myślenia. Tymczasem, zacytujmy Heideggera: „Najbardziej daje do myślenia to, że jeszcze nie zaczęliśmy myśleć”.