Antypolonizm, antyjudaizm, antyrosyjskość, antyamerykańskość, antysemityzm, wszystko to może być wyrazem uprzedzenia i niechęci, bądź postawą uzasadnioną w określonym zakresie. Jednym z bardziej nieostrych pojęć jest antysemityzm. Czy wszelka uwaga krytyczna wobec polityki Izraela jest antysemityzmem – na pewno nie. A kiedy się staje? Kto o tym decyduje? Nieostrość pewnych pojęć jest immanentna, nie do przezwyciężenia przez jednostkę. Język rządzi!
Czy każdy kto krytykuje Polskę jest polakożercą? Na pewno nie. Jak więc krytykować, żeby zasłużyć na to miano? Na pewno fałszywe tezy powtarzane z uporem dają pewien tytuł do miana polakożercy. Ale prawdziwe tezy powtarzane z uporem, w porę i nie w porę? Uczono mnie kiedyś różnicy między obmową a oszczerstwem (oczernianiem). Pierwsze jest ujawnieniam niezbyt pochlebnych, choć prawdziwych informacji na czyiś temat, choć nie jest to konieczne czy potrzebne. Drugie jest upublicznianiem fałszywych niepochlebnych informacji o jakieś osobie. Czy da się przenieść to na relacje między państwami?
Jest pewna trudność, państwa to byty abstrakcyjne, formuły skrótowo-zastępcze, by użyć kategorii Kotarbińskiego. A przecież istnieje coś takiego jak budzenie niechęci do Polaków, Niemców, Rosjan, Czechów, Amerykanów, Anglików, Francuzów, które opiera się na prawdziwych wiadomościach. To właśnie byłaby obmowa. Niepotrzebne dolewanie oliwy do ognia. Oszczerstwo to zawsze głoszony fałsz. Ale oszczerstwo oszczerstwu nierówne. Jeśli prezydent Obama mówił raz o „polskich obozach śmierci” to raczej był to lapsus, wynikający prawdopodobnie z niewiedzy, niż zła wola. A więc nie było to oszczerstwo, bo tu potrzebna jest zła intencja.
A jak zbadać czy to zła wola czy świadoma polityka, gdy określenie „polskie obozy śmierci” pojawia się niekiedy w prasie? Jak się upewnić? Jeśli nie można się upewnić, to co zrobić? Raczej oskarżać o złą wolę czy oficjalnie domyślać się lapsusu językowego? To już problemy taktyczno-dyplomatyczne. To pytanie o potrzebę zadrażniania i eskalowania konfliktu czy raczej dyplomatycznego ich rozwiązywania w pokojowym duchu. W tym kontekście ustawodawstwo ścigające w trybie prawno-karnym lapsusy językowe (w interpretacji przychylnej, powiedzmy łatwowiernej, dobrodusznej), a nawet wypowiedzi faktycznie oszczercze (gdzie domniemuje się złą wolę) w debacie publicznej, zamiast odwoływać się do prawa do polemiki, domagania się sprostowań (także w trybie sądowym) – to budzi wielkie wątpliwości.
Więcej na ten temat pisałem w Tygodniku Przegląd w grudniu ubiegłego roku w tekście Cywilizacja manipulacji: